Ogromne na 150 metrów kwadratowych pomieszczenie, gdzie uprawiano marihuanę, zostało odkryte na krótko przed zawaleniem.
Kiedy na powierzchni ziemi panuje wojna, ludzie w potrzebie uciekają do podziemi. Wprawdzie w wojnie antynarkotykowej nie spadają z nieba żadne bomby, ale ludzie w trakcie jej trwania również chowają się w podziemiach – i to nawet w Holandii. Jednak nie zawsze takie plantacje pozostają nieodkryte.
Ostatnio policja w Holandii odkryła ogromną na kilkaset sadzonek, podziemną plantację marihuany, która została założona przez dwóch mężczyzn w centrum miasta Raalte. Najpierw odkryto w jednym z garaży dziurę w podłodze o wymiarach 70 x 70 centymetrów, która, jak się okazało, służyła jako wejście do wysokiego na 1,75m tunelu znajdującego się pod podłogą położonego obok budynku. Znajdowała się tam profesjonalnie wyposażona w sprzęt hodowla cannabisu, którą zaopatrywano w wodę i prąd z garażu.
Jak podaje policja, budynek, pod którym znajdowała się plantacja, stał od dziesięciu lat pusty. Jego właściciel dziwił się, dlaczego betonowa podłoga coraz bardziej się zapada, a ponadto słyszał dziwne dźwięki, jakie się spod niej wydobywały. Aby zapobiec katastrofie postanowił sprowadzić firmę budowlaną, aby zbadała konstrukcję całego domu. Aż jeden z fachowców zaczął badać podłogę…
Pierwsze uderzenie młotkiem weszło jak w masło i oczom ukazały się rośliny marihuany. Według szacowań mężczyźni wydobyli spod podłogi około 100 kubików piachu, co przy wysokości 1,75m daje powierzchnię około 150 metrów kwadratowych.
Początkowo policja nie mogła wejść na miejsce zbrodni ze względu na niebezpieczeństwo zawalenia. Sami hodowcy grali z życiem kiedy za każdym razem odwiedzali swoją podziemną hodowlę. Nikt nie wie, w jaki sposób wywieźli oni stamtąd cały piasek…